
Dwie kwestie w projekcie ustawy o zmianie ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych oraz o zmianie niektórych innych ustaw wywołują chyba najwięcej kontrowersji. Pierwsza z nich dotyczy planowanych zmian dotyczących przekształceń własnościowych w spółdzielniach mieszkaniowych i polega na zniesieniu spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu mieszkalnego.
Oczywiście, obecnie prawo spółdzielcze daje każdemu członkowi możliwość nadania lokalu własności, zdaniem samych pomysłodawców (w dużej mierze posłów Platformy Obywatelskiej) dochodziło jednak do licznych nadużyć, ponieważ spółdzielnie nieprawidłowo informowały o należących do swoich członków prawach.
Z tego powodu mieszkańcy zwlekali z podjęciem decyzji o nadaniu odrębnej własności, przez co w danym lokalu nie mogła utworzyć się wspólnota mieszkaniowa. Przepisy obecne wymagają wyodrębnienia się minimum połowy lokali w danym budynku przed złożeniem wniosku, który z mocy prawa musi przyjąć administracja spółdzielni.
Jeśli ustawa w dniu 1 sierpnia 2011 roku wejdzie w życie, wspólnota stanie się uprzywilejowanym sposobem zarządzania danym majątkiem lokalowym. Właśnie dyskusyjny przepis, mówiący o tym, że wystarczy już tylko jeden lokal z nadaną własnością, by można było powołać wspólnotą w oparciu o odrębne prawo (prawo o wspólnotach mieszkaniowych) tworzy zupełnie inną rzeczywistość, dość nieprzyjazną spółdzielniom.
Czy to oznacza, ze spółdzielnie praktycznie przestaną istnieć, skoro w każdym budynku prawie jest przynajmniej jeden lokal, którego właściciel ma prawo do części gruntu?
Inny istotny przepis dotyczy sposobu powoływania prezesów spółdzielni, inny z kolei ustanawia jasne procedury przejmowania na własność gruntów posiadanych przez spółdzielnie. Znowu chodzi o to, by przyspieszyć nieuniknione dokonujące się zmiany w tej dziedzinie życia społecznego.
Oczywiście, wszystko zależy od mieszkańców, bo to oni ostatecznie zdecydują, kto będzie zarządzał ich lokalem: wspólnota czy spółdzielnia?