
Niecodzienny wypadek na otwartym morzu miał miejsce w minionym tygodniu, kiedy to polski żeglarz, podróżujący samotnie po Atlantyku, został zmyty z pokładu jachtu przez gwałtowny sztorm. Na szczęście, dzięki szybkiej reakcji marynarki wojennej Portugalii, mężczyzna został uratowany i przetransportowany do Lizbony.
Arkadiusz Pawełek, żeglarz pochodzący z Polski, podczas jednego ze swych samotnych rejsów, napotkał na swojej drodze niesprzyjające warunki atmosferyczne. Gwałtowne wiatry i sześciometrowe fale sprawiły, że wypadł z pokładu swojego jachtu "Elbląg". Mimo to, w heroiczny sposób, mężczyźnie udało się wrócić na pokład, niestety, odniesione obrażenia uniemożliwiły mu dalszą żeglugę. Jak podaje portugalska marynarka wojenna, Arkadiusz odniósł uraz klatki piersiowej oraz pleców, co sprawiło, że miał trudności z oddychaniem.
Przez blisko dobę żeglarz próbował kontynuować swą podróż, ale ostatecznie postanowił wezwać pomoc. Wtedy do akcji wkroczył okręt NRP Sines portugalskiej marynarki wojennej, który prowadził skomplikowaną operację ratunkową w trudnych warunkach. Pomimo silnego wiatru oraz potężnych fal, portugalskim ratownikom udało się wyciągnąć Arkadiusza z opresji.
Ten dramatyczny incydent stał się przypomnieniem o tym, jak nieprzewidywalne i niebezpieczne może być morze, nawet dla doświadczonych żeglarzy. Dzięki determinacji i odwadze Arkadiusza, oraz profesjonalizmowi portugalskich ratowników, historia ta ma jednak szczęśliwe zakończenie.
Ostatnie informacje z Lizbony mówią, że stan zdrowia Arkadiusza Pawełka jest stabilny. Cała Polska trzyma kciuki za jego szybki powrót do zdrowia i kolejne, bezpieczne żeglarskie przygody.